Wyzwanie - Uporządkuj swoje życie
Mam na imię Kasia i jestem zakupoholiczką. Albo inaczej, od czasu do czasu prowadzę bardzo konsumpcyjny tryb życia, za co mam do siebie pretensje po fakcie, po czym koło się zamyka. A przedmiotów w moim posiadaniu przybywa, ubywa natomiast miejsca w moim domu. Ostatnio jednak moje podejście do kupowania trochę się zmieniło i postanowiłam, że to najlepszy moment popracować nad sobą i rzuciłam sobie wyzwanie: pozbyć się tego, co niepotrzebne, wyeliminować nieprzemyślane zakupy i ograniczyć gromadzenie przedmiotów.
Lek na całe zło
Jestem smutna - kupuję, jestem zła - kupuję, czuję się samotna (chociaż z technicznego punktu widzenia wcale samotna nie jestem) - kupuję. Głównie ubrania i kosmetyki. Pomimo, że nie jestem w żadnym wypadku jak bohaterka filmu Wyznania Zakupoholiczki, bo nie kupuję aż tyle by narobić sobie długów i nie ukrywam ze wstydu zakupów przed bliskimi, to jednak nieprzemyślane zakupy, o które mam później do siebie pretensji działają jak nałóg. Kupujesz by poczuć się lepiej, działa na chwilę, ale potem czujesz się gorzej, bo obwiniasz się za niepotrzebnie wydane pieniądze i stertę gratów w domu. To sprawia, że czujesz się źle więc znów kupujesz. Story of my life.
Zbieractwo
Zbieractwo to tak na prawdę poważne zaburzenie psychiczne, mi na szczęście do niego daleko, ale niestety obiektywnie patrząc otaczam się zbyt wieloma przedmiotami, które wcale nie są mi do niczego potrzebne. Wręcz ostatnio mam wrażenie, że mnie przytłaczają i że zabierają mi przestrzeń życiową. Niecały rok temu przeprowadziłam "czystkę" zgodnie z metodą ConMari, ale w wersji light. Oznacza to, że nie pozbyłam się, aż tylu rzeczy ile sugerowałaby ta metoda ale poukładałam wszystko w logiczny sposób, tak by miało swoje miejsce. Przez kilka miesięcy na prawdę byłam zadowolona z rezultatów, ograniczyłam zakupy, wszystkie przedmioty miały swoje miejsce. Do momentu kiedy pojawił się u mnie nawrót AZS, a po nim jeszcze kilka innych dolegliwości i każdą wolną przestrzeń zapełniły leki i kosmetyki, których kupowałam co raz więcej i więcej, część zgodnie z zaleceniami lekarza, część z własnej inicjatywy. Kupowałam dlatego, że wcześniejsze nie pomagały. Ale jak wyrzucić prawie pełną tubkę maści za 40 zł? Może pomoże przy drugim podejściu. Po czym po 4 miesiącach męki objawy ustąpiły z niewiadomych przyczyn, a tubki i słoiczki pozostały wciśnięte w kąt. Aż do teraz. Trzy dni temu miałam nawrót objawów, ale już wiem, że z całej tej "kolekcji" pozostanie ze mną zaledwie 2 lub 3 rzeczy. Reszta pójdzie do kosza. Im szybciej tym lepiej.
To samo tyczy się ubrań, których nigdy nie lubiłam, no ale może jeszcze kiedyś się przydadzą. Starych torebek, które nie są przecież jeszcze takie złe, tylko bezkształtne, odbarwione i popękane przy rogach i rączkach. Ale jeszcze dałoby się z tym wyjść. Tylko kto by chciał...
Łączę w sobie upodobanie do posiadania ładnych rzeczy, impuls zakupowe i wyuczone przez rodziców oszczędzanie, które generuje poczucie winy. Masakra.
Tanie jest drogie
Tą lekcję rodzice udzielali mi od najmłodszych lat, ale ja się buntowałam. Co z tego, że mam trwałe buty, skoro moda się zmienia a ja nie mogę kupić nowych przez 3 czy 4 lata, bo przecież nie wyrzucę starych skoro są w dobrym stanie. W zasadzie ważność tej nauki docierała do mnie bardzo powoli. Z pewnością jako już dorosłej, pracującej osobie zaczęło mi bardziej zależeć na odzieży niezawodnej i nie chcę by coś dopiero kupionego przypominało szmatę bo nie mam czasu, ani ochoty, ani pieniędzy żeby ciągle kupować coś innego. Poza tym lepiej nauczyłam się wybierać elementy garderoby, które będą ponadczasowe i nie przeminą po jednym sezonie. Ale szczególnie ostatnio zauważyłam, że większą radość przynoszą mi nie nowe, ale ładne rzeczy. I nawet jeśli biorę torebkę po raz setny do ręki to jeśli wygląda ona tak ładnie jak za pierwszym to po co mi nowa? Przy tanich rzeczach jest to prawie nieosiągalne. Sztuczna tania biżuteria? Mam tego pół szuflady i od kilku tygodni zastanawiam się po co, skoro mam i srebrny i złoty łańcuszek oraz kilka wisiorków i naszyjników przywiezionych z podróży, które są dużo ładniejsze, a przy tym oryginalne.
Skoro coś jest tanie to możemy wziąć więcej, trochę tak to działa, prawda? Tylko czy wtedy to nadal jest uzasadnione ekonomicznie? Nie wspomnę już o kosztach środowiskowych wyprodukowania tego całego badziewia oraz zagospodarowania kiedy po jednym użyciu wyląduje w koszu.
Żelazne zapasy
„O! Fajny żel jest w promocji, to nic że dopiero co otworzyłam
poprzedni, jak mi się skończy to nie wiadomo czy będzie coś
taniego.” - znacie to skądś?
Dla mnie to chleb powszedni. Obecnie mam cztery żele pod
prysznic, które czekają na swoją kolej. Jeden kupiłam zaraz po
napoczęciu poprzedniego (żeby mieć zapas), dwa na promocji 2+2 w
Rossmannie, a ostatni bo produkty Yope były tanio dostępne w Lidlu,
a zawsze chciałam je wypróbować. A że jedną z rzeczy które na
szczęście udało mi się wypracować u siebie przez lata jest
pilnowanie się by nie otwierać kolejnych produktów z tej samej
kategorii pielęgnacji zanim stare nie są zużyte (chyba, że coś
ewidentnie się nie sprawdza) to wszystkie te produkty zagracają mi
szafki.
Tak samo nie potrzebne mi jest 10 próbek różnych róży
mineralnych, albo 10 swetrów, które leżą w szagfie mimo że w 80% wybieram wkoło 3 te
same bo są najbardziej uniwersalne no ale przecież tak lubię mieć
wybór.
Minimalizm? To nie dla mnie?
Moje zainteresowanie minimalizmem trwało może 5 minut,
obejrzałam jeden film na You Tubie o minimalistycznej szafie i kiedy
zobaczyłam, że należy mieć jedną czy dwie pary butów (w tym
klimacie?), jedną kurtkę (jeszcze raz zapytam: w tym klimacie?),
jedną sukienkę itd. itd. już wiedziałam że to nie dla mnie, mimo
że ten styl życia jest co raz bardziej popularny.
Wiem, że u mnie tak skrajny brak wyboru wywołałby niesamowitą frustrację, więc nie chcę nigdy się tak ograniczać. Nie widzę potrzeby.
Pracuję, stać mnie, nie wierzę w ascezę. Ja wiem, że takie podejście ma na celu uproszczenie
sobie życia i widzę, że mój „maksymalizm” jest dla mnie nie raz ciężarem, ale to jest popadanie z jednej skrajności w drugą. Ja planuję znaleźć złoty środek i mam nadzieję, że mi się uda.
Wyzwanie - uporządkuj swoje życie
Dlatego podejmuję wewnętrzne wyzwanie, a tego bloga i Was biorę
na świadków. Chcę ten proces tutaj opisać, głównie
po to, żeby mieć motywację by nie porzucić tego projektu w
połowie drogi.
- Będę planować i kontrolować wszystkie zakupy.
- Posprzątam moją przestrzeń tak, by nie zalegały w niej
przedmioty o których wiem, że nie będę ich używać.
- Przestanę gromadzić wielkie zapasy produktów.
- Pomniejszę obecne zapasy poprzez sukcesywne zużywanie
produktów.
- Będę stawiać na produkty o wyższej jakości, tak by dłużej cieszyć się ich dobrym stanem.
Źródło zdjęć do posta: https://pixabay.com
Trzymam kciuki ;)
ReplyDelete