Cienie do powiek Amilie Minerals - Butter Rum i First Date
W dzisiejszym krótkim poście chciałabym Wam pokazać dwa piękne cienie/ pigmenty z marki Amilie Minerals: Butter Rum oraz First Date.
Na rynku kosmetycznym mamy co raz lepszy wybór produktów mineralnych, przez co niemożliwe jest przetestowanie wszystkich produktów wszystkich marek. Zanim trafiłam na cienie do powiek z Amilie, które dostępne są zarówno w odcieniach matowych, jak i w postaci błyszczących pigmentów, miałam już okazję stosować cienie z Annabelle Minerals oraz z Neauty Minerals. Muszę jednak powiedzieć, że jeśli chodzi właśnie o błyszczące cienie, to te od Amilie już na pierwszy rzut oka robią naprawdę mocne wrażenie.
Ale najpierw parę słów o cieniach od producenta:
Na rynku kosmetycznym mamy co raz lepszy wybór produktów mineralnych, przez co niemożliwe jest przetestowanie wszystkich produktów wszystkich marek. Zanim trafiłam na cienie do powiek z Amilie, które dostępne są zarówno w odcieniach matowych, jak i w postaci błyszczących pigmentów, miałam już okazję stosować cienie z Annabelle Minerals oraz z Neauty Minerals. Muszę jednak powiedzieć, że jeśli chodzi właśnie o błyszczące cienie, to te od Amilie już na pierwszy rzut oka robią naprawdę mocne wrażenie.
Ale najpierw parę słów o cieniach od producenta:
Rewolucyjna formuła, minerały zamknięte w olejku jojoba, nie podkreślają załamań ruchomej części powieki.
Nasycone, głębokie kolory, jedwabista, gładka konsystencja, trwały efekt dzięki wysokiemu napigmentowaniu.
Skład w 100% wegański, nie testowany na zwierzętach.
Składniki:
Mika - naturalny minerał. Drobinki miki działają jak małe kryształy, które odbijają i rozpraszają światło, dzięki czemu ukrywają niedoskonałości i sprawiają, że skóra jest promienna i rozjaśniona.
Jojoba – olejek pochodzenia naturalnego z certyfikatem ecocert. Intensywnie nawilża, działa przeciwzapalnie i bakteriobójczo, wspomaga naturalne funkcjonowanie skóry, wspiera regenerację naskórka i opóźnia procesy starzenia.
Dwutlenek Tytanu - naturalny minerał. Posiada właściwości antybakteryjne (polecany dla skóry trądzikowej). Jest też naturalnym filtrem przeciwsłonecznym. Znajduje zastosowanie zwłaszcza w kosmetykach dla dzieci lub dla osób o skórze wrażliwej.
Tlenki żelaza, Ultramaryna, fiolet manganowy - pigmenty.
Ja skusiłam się na dwa odcienie. Pierwszy z nich to First Date, czyli złoto-brzoskwiniowy odcień z pięknym metalicznym połyskiem. Nałożony na środek powieki pięknie ją rozświetla. Złoty metaliczny połysk jest taki trochę opalizujący dlatego na zdjęciach ciężko uchwycić 100% jego piękna.
Nasycone, głębokie kolory, jedwabista, gładka konsystencja, trwały efekt dzięki wysokiemu napigmentowaniu.
Skład w 100% wegański, nie testowany na zwierzętach.
Składniki:
Mika - naturalny minerał. Drobinki miki działają jak małe kryształy, które odbijają i rozpraszają światło, dzięki czemu ukrywają niedoskonałości i sprawiają, że skóra jest promienna i rozjaśniona.
Jojoba – olejek pochodzenia naturalnego z certyfikatem ecocert. Intensywnie nawilża, działa przeciwzapalnie i bakteriobójczo, wspomaga naturalne funkcjonowanie skóry, wspiera regenerację naskórka i opóźnia procesy starzenia.
Dwutlenek Tytanu - naturalny minerał. Posiada właściwości antybakteryjne (polecany dla skóry trądzikowej). Jest też naturalnym filtrem przeciwsłonecznym. Znajduje zastosowanie zwłaszcza w kosmetykach dla dzieci lub dla osób o skórze wrażliwej.
Tlenki żelaza, Ultramaryna, fiolet manganowy - pigmenty.
Ja skusiłam się na dwa odcienie. Pierwszy z nich to First Date, czyli złoto-brzoskwiniowy odcień z pięknym metalicznym połyskiem. Nałożony na środek powieki pięknie ją rozświetla. Złoty metaliczny połysk jest taki trochę opalizujący dlatego na zdjęciach ciężko uchwycić 100% jego piękna.
Drugi cień to Butter Rum, czyli miedziany odcień z pięknym metalicznym połyskiem, bez widocznych iskrzących drobinek. Ten cień jest o wiele bardziej intensywny, jeśli kochacie odcienie ciepłego złota, to on będzie idealny
Intensywność cieni na powiece można stopniować, od delikatnego błysku gdy nałożymy puchatym pędzelkiem, przez średni efekt przy wklepaniu palcem do naprawdę mocnego gdy cienie nałożymy na mokro.
Od góry: Butter Rum, First Date |
Od góry: Butter Rum, First Date |
Jestem bardzo zadowolona z zakupu tych cieni, z resztą w kolekcji Amilie jest jeszcze kilka pięknych propozycji, które chętnie widziałabym na swojej półce. A Wy znacie te cienie?
Jesienny naturalny makijaż ust - moje 4 propozycje
Dziś ma dla Was post jakiego dawno nie było, czyli zestawienie kilku produktów. A konkretnie na tapecie mam naturalne produkty do ust w jesiennych kolorach, które używałam w ostatnich tygodniach i pewnie będę używać przez resztą jesieni i zimę. Cztery produkty: trzy szminki i jeden błyszczyk. Jeśli jesteście ciekawe jakie są moje propozycje to zapraszam do dalszego czytania.
Szampon w kostce mandarynka i bazylia z Alverde - recenzja
Szampon w kostce to kosmetyk, o którym głośno zrobiło się dopiero niedawno. W Polsce dostępny jeszcze zwłaszcza w asortymencie manufaktur z naturalnymi kosmetykami, natomiast u naszych zachodnich i południowych sąsiadów szampony w kostce marki Alverde dostępne są w sieci drogerii DM. I właśnie stamtąd pochodzi szampon mandarynka i bazylia, który zdecydowałam się wypróbować.
Dziady jesienne, czyli pierwszy raz o Słowianach
Pamiętacie może, że przy okazji recenzji serii Kwiat Paproci wspomniałam o tym, że zaniepokoił mnie fakt, że tak mało wiem o tradycji słowiańskiej, czyli o obrzędach i życiu ludzi, którzy kiedyś zamieszkiwali polskie ziemi. Postanowiłam w tym tematycznym misz-maszu jakim jest w sumie mój blog od czasu do czasu napisać coś o słowiańskiej tradycji, mam nadzieję, że jest to ciekawe nie tylko dla mnie i że nie przestaniecie tu wpadać...
5 mało strasznych filmów na Halloween - moja propozycja
Witam Was w ostatni piątek października. Jesienna atmosfera zawładnęła moim umysłem, moim mieszkaniem, ubraniami i oczywiście telewizorem. Co prawda nie obchodzę jakoś specjalnie Halloween, nie wybieram się na przebieraną imprezę ani nie będę czekać z cukierkami na dzieci sąsiadów, ale za to przystroiłam mieszkanie w dyniowe lampki, a w weekend zamierzam wyciąć z dyni Jack-o'-lantern.
Maska do twarzy Rapan Beauty - recenzja
Dzisiaj będzie o kosmetyku do pielęgnacji w prawdziwym powerem. Dlatego też nie stosuję go na co dzień. Mowa tu o masce do twarzy do każdego rodzaju skóry z mixem peloidów i olejem migdałowym marki Rapan Beauty.
Rapan to polska firma, w dodatku z Krakowa więc bardzo się cieszę, że znalazłam kolejny produkt rodzimej marki tak dobrej jakości. Produkty Rapan Beauty to głównie maseczki, peelingi i błota z różnymi ciekawymi dodatkami. Niestety wydaje mi się, że maseczka o której dziś Wam opowiem została w sprzedarzy zastąpiona bardzo podobnym produktem i w tej chwili jest maska i peeling 2w1. Natomiast moja maska jak najbardziej ma właściwości peelingujące więc domyślam się że są to bliźniacze produkty.
Rapan to polska firma, w dodatku z Krakowa więc bardzo się cieszę, że znalazłam kolejny produkt rodzimej marki tak dobrej jakości. Produkty Rapan Beauty to głównie maseczki, peelingi i błota z różnymi ciekawymi dodatkami. Niestety wydaje mi się, że maseczka o której dziś Wam opowiem została w sprzedarzy zastąpiona bardzo podobnym produktem i w tej chwili jest maska i peeling 2w1. Natomiast moja maska jak najbardziej ma właściwości peelingujące więc domyślam się że są to bliźniacze produkty.
Informacje od producenta:
Maseczka Rapan beauty Pure Nature INTENSIVE CARE powstała z połączenia peloidów z „syberyjskiego Morza Martwego” – słonego Jeziora Ostrovnoye: Żółtej i Niebieskiej glinki syberyjskiej oraz Błota iłowo-siarczkowego. To prawdziwe bogactwo witamin, minerałów, peptydów, antyoksydantów i innych biologicznie czynnych substancji. Przeznaczona dla każdego rodzaju cery.
- Błoto iłowo-siarczkowe wzmacnia skuteczność kosmetyku: niezależne badania potwierdziły, że zawiera 5 razy więcej przeciwutleniaczy niż błoto z arabskiego Morza Martwego. Pomaga w głębokim oczyszczaniu skóry, minimalizuje pojawianie się zmarszczek, kompleksowo rewitalizuje i przywraca skórze blask.
- Niebieska glinka syberyjska – odżywia, odświeża i regeneruje skórę twarzy. Detoksykuje skórę.
- Żółta glinka syberyjska – osusza, oczyszcza, wygładza i regeneruje skórę twarzy. Doskonale sprawdza się m.in. w zwalczaniu trądziku.
- Olej ze słodkich migdałów zapewnia maseczce niezwykłe walory aplikacyjne, działa jako naturalny emolient, wygładzając oraz nawilżając skórę. Łatwo się wchłania, nie pozostawia na skórze tłustego filtra, jednocześnie pełni funkcję ujędrniającą i pielęgnującą.
Skład INCI: Illite, Kaolin, Sulphide-Silt Mud, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Aqua, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Tocopherol
http://rapanbeauty.pl
Moja opinia:
Skład maseczki jest prosty i naturalny, tak jak z resztą mówi opis mamy tu glinki, błotko siarkowo-iłowe oraz olej ze słodkich migdałów. Od razu zaznaczę, że na moją skórę wszelkie błotka siarkowe zawsze działały bardzo dobrze, zarówno na wypryski jak i na moje zmiany związane z AZS, które swego czasu bardzo mi dokuczały. Chociaż tego konkretnego produktu akurat bym na AZS nie stosowała gdyż w produkcie znajdują się drobinki peelingujące. Określiłabym, że jest to peeling średniej grubości.
Ja stosuję ten produkt tak, że nakładam go jako maseczkę, trzymam ok. 10-15 minut co jakiś czas psikając wodą albo hydrolatem gdyż maska dość szybko zastyga i potem zmywam kolistymi ruchami przy okazji robiąc peeling. Zaraz po nałożeniu maseczka delikatnie piecze, ale trwa to dosłownie kilka sekund. Mimo mojej naczynkowej cery po zmyciu nie zauważyłam zaczerwienienia czy też podrażnienia skóry.
Ja stosuję ten produkt tak, że nakładam go jako maseczkę, trzymam ok. 10-15 minut co jakiś czas psikając wodą albo hydrolatem gdyż maska dość szybko zastyga i potem zmywam kolistymi ruchami przy okazji robiąc peeling. Zaraz po nałożeniu maseczka delikatnie piecze, ale trwa to dosłownie kilka sekund. Mimo mojej naczynkowej cery po zmyciu nie zauważyłam zaczerwienienia czy też podrażnienia skóry.
Cera po zastosowaniu maseczki jest wygładzona i oczyszczona, pory zmniejszone. Zmiany na skórze są wyciszone, mam również wrażenie że cera jest bardziej matowa, ale w dobrym znaczeniu, bo wygląda zdrowo. Podsumowując jestem bardzo zadowolona z jej użytkowania.
Zapach maseczki jest jak dla mnie solno-błotny, ale nie bardzo siarkowy jeśli tego się obawiacie. Produkt zamknięty jest w plastikowym słoiczku.
W zapasach mam również jeszcze jedną maskę Rapan ale z linii Power of Nature, która dopiero zacznę testować. Maseczki kupiłam na krakowskich Ekotykach zimą tego roku i były wtedy w dość korzystnej promocji, więc warto ich szukać na takich wydarzeniach.
Dajcie znać czy mieliście okazję testować produkty tej marki.
Zapach maseczki jest jak dla mnie solno-błotny, ale nie bardzo siarkowy jeśli tego się obawiacie. Produkt zamknięty jest w plastikowym słoiczku.
W zapasach mam również jeszcze jedną maskę Rapan ale z linii Power of Nature, która dopiero zacznę testować. Maseczki kupiłam na krakowskich Ekotykach zimą tego roku i były wtedy w dość korzystnej promocji, więc warto ich szukać na takich wydarzeniach.
Dajcie znać czy mieliście okazję testować produkty tej marki.
Szeptucha. Noc Kupały. Żerca. Przesilenie. - recenzja serii Kwiat Paproci Katarzyny Bereniki Miszczuk
W dzisiejszej recenzji mam dla Was całą serię książek polskiej autorki Katarzyny Bereniki Miszczuk. Mowa tu o serii Kwiat Paproci.
Szeptucha. Noc Kupały. Żerca. Przesilenie. To cztery tomy tej serii, które miałam ostatnio okazję przeczytać. Został mi tylko prequel, Jaga za który właśnie się zabieram.
Jest to seria z gatunku fantastyki ze sporymi elementami romansu, ale że się tak wyrażę fantastyki w wersji soft czyli tak jak ja lubię. Tzn. akcja dzieje się w naszym, rzeczywistym świecie ale są elementy fantasy.
Konkretnie znajdujemy się we współczesnej Polsce, ale w równoległej rzeczywistości, w której Mieszko I, te setki lat temu nie przyjął chrztu i w opozycji do wszystkich sąsiednich państw u nas nadal obowiązuje wiara w pogańskich bogów. W miastach wiara jest słabsza, na wsiach silniejsza ale mało kto uznaje współcześnie istnienie boginek i upiorów. Nad każdą społecznością czuwa żerca - opiekun duchowy oraz szeptucha - uzdrowicielka. I właśnie na praktyki do szeptuchy musi udać się główna bohaterka serii, Gosława Brzózka, studentka medycyny, hipochondryczka, która szeptuchowe praktyki uważa za gusła. Kobieta trafia do wsi Bieliny z której pochodziła jej matka, położonej w Górach Świętokrzyskich, blisko Łysej Góry czyli jednego z głównych miejsc kultu. Na miejscu okazuje się jednak, że rzeczy które uważała za zabobony są prawdziwe, a między bogami rozgrywa się niebezpieczna gra o władzę i mityczny kwiat paproci.
Szeptucha. Noc Kupały. Żerca. Przesilenie. To cztery tomy tej serii, które miałam ostatnio okazję przeczytać. Został mi tylko prequel, Jaga za który właśnie się zabieram.
Jest to seria z gatunku fantastyki ze sporymi elementami romansu, ale że się tak wyrażę fantastyki w wersji soft czyli tak jak ja lubię. Tzn. akcja dzieje się w naszym, rzeczywistym świecie ale są elementy fantasy.
Konkretnie znajdujemy się we współczesnej Polsce, ale w równoległej rzeczywistości, w której Mieszko I, te setki lat temu nie przyjął chrztu i w opozycji do wszystkich sąsiednich państw u nas nadal obowiązuje wiara w pogańskich bogów. W miastach wiara jest słabsza, na wsiach silniejsza ale mało kto uznaje współcześnie istnienie boginek i upiorów. Nad każdą społecznością czuwa żerca - opiekun duchowy oraz szeptucha - uzdrowicielka. I właśnie na praktyki do szeptuchy musi udać się główna bohaterka serii, Gosława Brzózka, studentka medycyny, hipochondryczka, która szeptuchowe praktyki uważa za gusła. Kobieta trafia do wsi Bieliny z której pochodziła jej matka, położonej w Górach Świętokrzyskich, blisko Łysej Góry czyli jednego z głównych miejsc kultu. Na miejscu okazuje się jednak, że rzeczy które uważała za zabobony są prawdziwe, a między bogami rozgrywa się niebezpieczna gra o władzę i mityczny kwiat paproci.
Od razu powiem, że seria bardzo mnie wciągnęła. Pierwszy tom przeczytałam dzięki aplikacji Legimi, potem udało mi się przypadkowo kupić tom drugi w wersji papierowej (i to jego widzicie na zdjęciach). Książki napisane są lekko, naprawdę dobrze się je czyta. Według mnie są świetne dla rozrywki i relaksu. Podobała mi się fabuła, postacie były realistyczne, wydaje mi się że dobrze osadzone w Polskiej rzeczywistości. Muszę też przyznać, że według mnie z tomu na tom historia była lepiej pisana, również pod względem stylu, intrygi były co raz ciekawsze, naprawdę było warto czytać dalej.
Zainteresował mnie też świat słowiańskich bogów, o których muszę przyznać miałam zerowe pojęcie. Wiem, że część informacji z książki może być fikcją literacką a nie historyczną prawdą, ale dzięki niej przynajmniej poznałam imiona bogów, bo nie wiedziałam nawet, że nazwa marki kosmetycznej Mokosz pochodzi od imienia bogini utożsamianej z matką ziemią. Dziwi to szczególnie bo bogów rzymskich, czy greckich znam w przynajmniej podstawowym stopniu, nie tylko z twórczości Ricka Riordana, ale również ze szkoły. I uświadomiłam sobie, że w moim doświadczeniu wierzenia słowiańskie były w szkole pomijane, albo wspominane na chybcika jakby były czymś na kształt wstydliwego sekretu. Szczerze mówiąc nie rozumiem tego. Mieszkam w Krakowie, jakieś 5 km od ponad tysiącletniego kopca który najprawdopodobniej był ważnym miejscem lokalnego kultu, ale nie znam nawet imion najważniejszych bogów. Nie mówię, że polecę czcić Świętowita przy najbliższej okazji, ale uczymy się w szkole o Zeusie i jego ekipie, to dlaczego o lokalnym folklorze nie?
No dobrze, kończę mój wywód. Dajcie koniecznie znać co myślicie na ten temat, a może Wy mieliście większą styczność ze s. Książki bardzo polecam jeśli lubicie takie klimaty i szukacie lekkiej lektury.
No dobrze, kończę mój wywód. Dajcie koniecznie znać co myślicie na ten temat, a może Wy mieliście większą styczność ze s. Książki bardzo polecam jeśli lubicie takie klimaty i szukacie lekkiej lektury.
Serialowa wiosna i lato - podsumowanie
Przyznaję - trochę zeszło mi by obejrzeć wszystkie odcinki nowych sezonów seriali, które polecałam Wam wiosną i latem. Nie dlatego, że seriale były słabe, to zupełnie nie tak. Latem jednak nie spędzam aż tyle czasu przed telewizorem, tej wiosny miałam z resztą sporo na głowie i wszystko to szło powoli.
Masło kawowe pod oczy La-Le - recenzja
W dzisiejszym poście chciałabym Wam opowiedzieć o kosmetyku, który znalazła się na mojej półce dzięki wiosennym Ekotykom. Jest to równocześnie pierwszy (ale nie ostatni) produkt marki La-Le, który miałam okazję używać. Jeśli masło kawowe pod oczy wzbudza Wasze zainteresowanie to zapraszam do lektury posta.
Neutrea UV Protector SPF 50+ oraz Dr G Green Mild Up Sun SPF 50+ - czyli moje tegoroczne kremy z filtrem do twarzy
Ostatnio byłam mniej aktywna w blogosferze - wszystko z powodu urlopu i innych okołowyjazdowych załatwień. Co nie znaczy, że całkiem o blogu i o Was zapomniałam, mój wyjazd to była idealna okazja żeby intensywnie przetestować kremy z filtrem do twarzy i dziś właśnie przychodzę do Was z wynikami tych testów.